niedziela, 1 kwietnia 2012

Jak ukrywać zdradę?

Zdradzasz? Nieważny powód. Zdradzasz i nie chcesz rozpadu tego związku? Bądź ostrożna. Bardzo ostrożna! I nie popełniaj pewnych oczywistych błędów, które naprowadzą partnera na wykrycie niecnego procederu ;) Więc tak:

Po pierwsze - telefon
Oczywiste jest, że będziesz pisać i dzwonić. Bez tego ani rusz ;) Ale zostawianie go na widoku, zwłaszcza wtedy, gdy wiesz, że ten trzeci lubi pisać i dzwonić bez zapowiedzi, albo gdy Twój partner coś podejrzewa to WIELKI BŁĄD! Nie popełnij go! Z drugiej strony klasyką wykrywania zdrady jest obserwowanie partnera i jego telefonu. Czyli - zabierasz wszędzie ze sobą telefon - coś tu nie gra. Można zacząć uważać, że masz coś na sumieniu. Tak źle i tak niedobrze. Moja rada: 
1. Ustalić z kochankiem w jakich godzinach ma absolutnie nie pisać i nie dzwonić. I niech się tego trzyma do cholery! Wyegzekwować to!
2. Nie przechowywać esemesów i listy połączeń z tym trzecim. ALE! Nie kasujcie wszystkiego co tam jest - pusta lista połączeń i brak jakichkolwiek esów to też jest podejrzane. Zostawcie jakiś jeden, dwa neutralne esemesy od niego, inne od mamy czy koleżanki, od kumpli z pracy, takie tam. Kasujcie te, których absolutnie nie może przeczytać Wasz facet. Reszta niech zostaje!
3. Najlepiej jest - zahasłować telefon. Kod wprowadzić i już. Jak się zapyta (a jak mu zależy na tym związku to zapyta na bank ;)) po co, to zwalić na grzebiące w telefonie dziecko, wścibską koleżankę z pracy, lakier do paznokci wciskający Wam stale klawisz połączeń w torebce itp. Ja się nawet kotem swego czasu tłumaczyłam :D Cokolwiek skłamcie. Bo kłamać chyba potraficie, nie? Jeśli nie potraficie nie bierzcie się za zdradzanie :P

Po drugie - spotkania
No kochane, tu jest temat rzeka. Jeśli spotykacie się u tego trzeciego to luz. Ważne by Wasz facet nie wiedział gdzie tamten mieszka (w ogóle o istnieniu opcji "kochanek" nie wiedział!), czym jeździ, gdzie pracuje. Niczego, co ułatwiałoby mu sprawdzenie czy się widujecie. Nic oczywistego i namacalnego!
Nie umawiamy się tendencyjnie zawsze tego samego dnia o tej samej porze - zbyt podejrzane! No chyba, że wasz luby biega w każda środę na mszę o 18, to jak uważacie, ale można chyba czasem z tego skorzystać ;)
Jeśli umawiamy się na mieście to tak, by spotkanie nie było podejrzane. Czyli albo wcześniej napomykamy o tym, że dawny kolega z klasy nam truje o kawie, albo że z Mariolką idziemy na zakupy - niespodziewanie spotykamy X i siadamy na kawkę, a Mariolka akurat musiała już lecieć i zostaliście sami, i to żadna randka przecież, i takie tam. Spore ryzyko w małym mieście. W większym też, bo znajomi nie śpią. A zwłaszcza inne laski chętnie doniosą - z czystej, niczym nieuzasadnionej zawiści :P Wyjść można - ale nie za często ;) A już stale takie randkowanie odradzam. Nie przejdzie i tyle.
A jeśli spotykacie się u Ciebie... To najtrudniejsza opcja, bo ryzyko poniesiesz głównie Ty. Jak aktualny wpadnie to tłumacz się ile wlezie, a i tak zabrzmi cieniutko. No, zależy jeszcze co zastanie po powrocie ;) Generalnie - musicie mieć pewność, że nie wpadnie nagle (trudno ją mieć w 100%, ale chociaż na 90 miejcie). No i ubranie...Jak bez zostaniecie, to trudna sprawa. Polecam kiecki - szybko się je wkłada, szybko zdejmuje ;) A czy pod spodem coś jest czy nie to nie tak hop widać, więc bezpieczniej nić żakiety czy gorsety :D No, chyba że zima i rajstopy trzeba mieć. To wtedy pończochy wkładamy, ale zdjąć ich z siebie nie pozwalamy. 
Trzeba mieć też zawsze mądre alibi - tzn. powód dlaczego ten ktoś przyszedł i czemu akurat dziś. Wymyślcie to wcześniej, a nie w trakcie czy po! Po to już po ptakach jest :P
I główna zasada - prysznic bierzemy zaraz po. Inaczej czuć! Inną niż własna perfuma wodę każdy nawet ledwo dyszący facet wykryje! Zmyć! Żadnych śladów zębów, malinek, zadrapań - ostrożnie! Nie wracamy w porwanych rajstopach (w kroku rozerwanych znaczy, bo oczko może przecież zawsze pójść ;)), z dziwną plamą na spódnicy, potarganymi włosami i takie tam :P Jednym słowem - nienaganny wizerunek. Zawsze!

Po trzecie - zachowanie
Na tym najczęściej się dziewczyny wykładamy. Każda relacja damsko - męska ma to do siebie, że po jakimś czasie druga osoba czyta w nas jak w otwartej księdze. I to jest problem. Nasze nadmierne ożywienie spowodowane fascynującymi przeżyciami jest widoczne. Bardzo widoczne. I podejrzane. Wszelkie kłopoty i niesnaski z tym trzecim też są zauważane - snujemy się po domu jak cień, popłakujemy po kontach... Widać. A powód nieznany, bo nie nasz chłop temu winien, a tamten. I nasz się głowi i myśli i myśli...A jak za dużo myśli, to mamy klops, bo obserwować zacznie i ech...  
Opanowujemy emocje. Zawsze. Nie mogą nami rządzić. Jeśli tego się nie nauczycie - zginiecie. Rozsądek i stoicki spokój. Kochanek zostaje za drzwiami, tu i teraz jesteście Wy i Wasz partner. Oddzielajcie te rzeczywistości!!!

Generalnie: żadnych zmian w zachowaniu. Jechać według przyzwyczajeń, starym torem, bez nagłych zwrotów!

Zasada jest prosta - im mniej po nas widać, tym trudniej nas złapać. Jeśli nagle zmienisz styl ubierania, kolor włosów, pobiegniesz na siłownię i zaczniesz dietę, to może on i uwierzy, ze wiosna przyszła. Ale moim zdaniem raczej zacznie się Wam bystrzej przyglądać. Bo z nim już tyle jesteście i nic się nie działo, a nagle takie zmiany. Sam siebie zapyta: dla kogo to? Stopniowo, spokojnie, rozsądnie działajcie!
Ja mam patent, który sprawdza się zawsze - wprowadzam tego trzeciego w nasz świat. Nasz, czyli mój i mojego partnera. Tzn. mówię swojemu facetowi, ze taki ktoś istnieje, ale jako kolega oczywiście ;) Że nas coś tam łączy - może praca? może pasja? może stara przyjaźń? Cokolwiek. Ważne, że jak go do tego przyzwyczaję, bo przestanie się dziwić, jeśli tamten zadzwoni, albo napisze. Nie zareaguje, jeśli nas razem zobaczy, bo przecież my "współpracujemy". Mam wtedy urobiony grunt. Oczywiście nie można z tym przesadzić, ale można wyczuć granicę ;) Ja mam tupet, więc na chama to stosuję :D I nigdy mnie to nie zawiodło. Zawsze można wszystko zwalić na tego trzeciego, że coś chciał, że się z łapami pchał - jakby nas nasz pan na czymś takim zastał :P Ale mimo wielu przygód takie coś jeszcze mi się nie zdarzyło ;) 
Pamiętajcie - nikt na siłę nie sprawdza, nie szuka sam z siebie. Chyba, że to jakiś psychol z syndromem wiecznego zazdrośnika. Nikt nie chce wiedzieć czy dowiedzieć się o zdradzie. Uwierzcie - NIKT! A i my nie chcemy przecież, żeby nas nasz pan zostawił, nie? ;) Więc nie dawajmy powodów, aby nas ktoś nazbyt pilnie obserwował. Bądźmy czujne i rozważne. Nie grajmy w otwarte karty. To nasza gra, nasze zasady, nasza wygrana lub przegrana. Tu rządzi kłamstwo i pozory. Przyzwyczajcie się do tego ;)
Życzę udanych podbojów, które nigdy nie wyjdą na jaw :) Wasza Alicja Sin

4 komentarze:

  1. Wiesz z początku myślałem ze mam doczynienia z jakąs ogarniętą kobietą teraz obstawiam że jestes raczej psychopatką z takiej dosłownej definicji braku uczuć wyższych, brak poczucia winy itp.
    Poza tym widze że mimo wszystko uwarzasz mezczyzn za idiotów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Brak poczucia winy? Tak, nie odczuwam :) Grunt to życie w zgodzie z samym sobą.
    I nie uważam mężczyzn za idiotów, no proszę Cię :) Lubię ich, nawet bardzo ;) To przecież nie ich wina, że są jacy są :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehehe, material przydatny. Co prawda wszystko to jest jasne i oczywiste, ale przypomnieć nigdy nie zaszkodzi :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak :) Czasem najprostsze rzeczy nam uciekają. I na nich się najłatwiej wyłożyć ;)

    OdpowiedzUsuń