Jak to jest dziewczyny? Jesteście zazdrosne o Waszych facetów? Zgrzytacie zębami, kiedy opowiadają
Wam o ładnej koleżance? Wpienia Was kiedy na ulicy nieznacznie oglądają się za mijaną właśnie blondyneczką w mini? Nie?
Nie wierzę :D
Każda rasowa kobieta zazdrosna jest! Koniec. Kropka. Bez odwołania.
Nie zawsze to okaże. No, nie zawsze od razu... ;)
Bo zazdrość to taki zielonooki potwór, który ożywia. Ale bywa, że i udusi. I tego, o którego jesteśmy zazdrosne i nas same...
Zazdrość ma dwa oblicza:
1. Zazdrość uzasadniona
To taka, która wynika z przyczyn zewnętrznych, czyli:
Obserwujesz swojego partnera i zauważasz, że są powody do wścieku! Może jakieś gesty, może słowa, może zachowania? Pytanie tylko czy wynika to z jego zachowania czy też z zachowania innych kobiet?
Trzeba rozróżnić czy to wina partnera (oglądanie się za kobietami na ulicy, zagadywanie ich, pisanie maili i smsów do koleżanek i znajomych, flirtowanie z nimi na portalach społecznościowych, słodkie komentarze, itp.) - tu napiętnować i żądać zmiany! - czy też z winy innych pań (to one zaczepiają, piszą, podrywają, zachęcają, dzwonią itp.) - tu pilnie obserwować i reagować natychmiast w razie potrzeby!
Zasada jest taka, że trzeba być czujną. W dzisiejszych czasach nawet przyjaciółka może okazać się rywalką. Niestety, ale taka jest prawda. Druga strona tej prawdy to to, że jeśli mężczyzna kocha, to nie dopuści do sytuacji, w której kobietę skręca z zazdrości. Bo zadba o jej poczucie bezpieczeństwa i komfort psychiczny. Tyle w tym temacie :)
2. Zazdrość nieuzasadniona
Ta wynika z nas samych. Być może z niskiego poczucia własnej wartości? Może z życiowych doświadczeń (poprzedni partner nas zdradzał itp.)? Może z uwarunkowań psychologicznych (wychowywanie się bez ojca, w domu dziecka i inne)? Mniejsza o to skąd. Ważne, że się rodzi. I niszczy związek i relację z człowiekiem, który jest w gruncie rzeczy bezbronny i niewinny. Bo często czepiamy się czegoś, czego on zmienić nie może, chociażby przeszłości. Co on może zrobić? Nic!
Czasem ta zazdrość idzie w parze z zaborczością. Stajemy się jak warczący doberman, gotowe zagryźć każdą, która się zbliży do naszego faceta, a nawet jego samego dla świętego spokoju...
Żaden normalny człowiek na dłuższą metę nie zniesie stałej kontroli, fochów i ataków. Nad tym rodzajem zazdrości koniecznie trzeba zapanować. Pracować nad sobą. A jeśli nie dajemy sobie same z tym rady - poszukać pomocy specjalisty. Szkoda stracić udany związek przez drzemiące w nas demony przeszłości, prawda?
Wioletta Villas śpiewała: Nie ma miłości bez zazdrości...
Bo nie ma :) Jej szczypta to wspaniały dodatek dodający smaku naszej miłości. Ale szczypta, nie garść!
Jej nadmiar sprawi, że uczucie przestanie nam smakować i zaczniemy szukać innego, bardziej pod nasz gust. Dlatego warto przyjrzeć się Waszej relacji i odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy przesadzam z zazdrością? Bo... nie warto :) Prawdziwa zołza swą wartość zna, z zazdrości szaleć nie musi ;)
Ale czasem, czasami, rzadko, bo rzadko, ale jednak... Bądźmy ciut zazdrosne... Dobrze to poczuć. Bo to znak, że ta miłość wciąż żyje... :)
Chyba, że to nie miłość, a syndrom psa ogrodnika? Ale to już zupełnie inna historia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz