piątek, 4 kwietnia 2014

Kandydat na męża

Kobieta za mąż wyjść musi! Tak mówiły nasze prababcie, czasem jeszcze i babcie. No, powinna - powiedziałaby mama. "Jeśli chce" - dodałaby współczesna przyszła żona.
I zazwyczaj chce. Zwłaszcza jeśli miała przykłady udanych małżeństw w rodzinie, albo nakarmiła duszę stosem harlequinów czy romantycznych filmów. Mniejsza z tym.
Chce? Niech się chajta. Tylko kurcze... z kim?
 
Kandydatów na mężów w teorii na pęczki. W praktyce - ze świecą szukaj :/
Przykłady mogłabym mnożyć:

Niejaki Krzyś, chłopak wysoki i przystojny, piękny jak malowanie. Koleżanki kochały się w nim na zabój, a on nie wyglądał na zmartwionego tą sytuacją ;)
W końcu związał się z moją przyjaciółką Magdą. Super było, o ślubie bąkał. Prawie ideał. Prawie, bo do pracy to on nie chodzi i iść nie zamierzał (miał 28 lat i jakby już czas, nie?). Za to namiętnie grał w gry lotto (bez efektów oczywiście). Za pieniążki taty lub wyciągnięte z portfela Magdy.
Mniejsza z tym, bo prawdziwa miłość niejedno zniesie. Gorzej że kiedyś, gdy poszli do klubu i bawili się w groni znajomych Krzyś nagle zniknął z pola widzenia (i rażenia). Ale nie martwcie się, Magda go znalazła. W kabinie klubowej toalety, z jakąś niespełna osiemnastoletnią blondynką. Akcja podobno była w toku...
Nie będę opisywać związanych z tym nieprzyjemności. Powiem tylko, że mężczyźni są zaskakujący. Ów Krzyś powiedział potem: "Wiesz, co tam ta panna, ja się z Tobą żenić chcę przecież! Nie strzelaj focha, Mag"
No nieźle...
Ale lepsze (słowo daje, prawdziwe zdanie!) jest to jak Magdzie wytłumaczył owe zdradzieckie zachowania. A brzmiało to tak: "No co? Jesteśmy ze sobą dopiero 4 miesiące i zapomniałem że mam dziewczynę. Sorki".
Bez komentarza.Co u niego - nie wiem. Ona ma teraz 36 lat i awersję do facetów...

Tomuś. A może raczej "Piotruś Pan"?
Cudny chłopak. Zabawny, kochany, zawsze uśmiechnięty, nigdy nie narzekający czy niezadowolony. Do rany przyłóż.
Z moją kuzynką Moniką poznali się przy barze. Miłość od pierwszego wejrzenia. Po pół roku ona była w ciąży i zamieszkali razem. Żenić się chciał, a jak. Zaraz, teraz i po grób!
Do pracy chodził, nie powiem, tyle że mu to "źle robiło na samopoczucie". Zmieniał zajęcie co dwa, trzy miesiące. Nigdzie mu dobrze nie było. Tu zły szef, tam kolega, tu za wcześnie wstawać trzeba, a tam za późno wracać. Zawsze nie tak. Wyładowywał stres w domu, na niej.
Monika w ciąży pracowała na dwóch etatach, a on z doskoku, to pracował, to rzucał pracę. Nigdy żadnej pewności nie było.
W końcu wylądowali na bruku, bo jej się umowa skończyła, a jemu się nie chciało szukać. Mieszkali kątem u znajomych, urodziło się dziecko. Ciężko było, ale miłość trwała, a on się wciąż żenić chciał.
Aż w końcu znalazł wspaniałą pracę i tak mu się tam spodobało, że wracał wciąż później i później i później... A to o 2, a to o 4 nad ranem, a to zupełnie już po śniadaniu... Aż w końcu nie wrócił.
Praca na imię miała Eva i była młodsza o 10 lat od Moniki. Teraz z nią chciał się żenić. Życie...
(Tu dodam, a wiem to z pewnego źródła, że on już nie chce się żenić z Evą. Teraz planuje ślub z Anną, która też jest w ciąży. Ech...A Monika? Monika wciąż go kocha i tęskni. O dziecku płaczącym za tatusiem nie wspomnę...)

Pisałam niedawno o mojej koleżance Ani. Podobne dzieje. Bo dzisiejsi faceci jacyś tacy...dziwni.
A to się chcą żenić, ale nie maja jak (bo nie mają ani gdzie mieszkać, ani za co żyć, ani chęci by pracować, ani wykształcenia, albo im u mamusi lepiej), albo jeśli mają wszystko co trzeba, to... nie żenią się bo... Bo po co? Lepiej przecież rok z tą, potem dwa lata z inną, znów pół z jakąś i znów zmiana. Z kwiatka na kwiatek. Pszczółki jasny gwint!
Że nie wspomnę już o tych emocjonalnie zimnych, zdystansowanych, psychopatycznych czy brutalnych. Brr...

A wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze?
To, że są tacy, bo to my, kobiety im na to pozwalamy! Gdyby tak jeden z drugim od każdej kolejnej kobiety w swoim życiu dostał po głowie i solidnego kopa na drogę, pewnie w końcu zmieniłby coś w swoim myśleniu i postępowaniu. A tak... Po co ma to robić, skoro chętne na niego wciąż są?

Dziewczyny: patrzcie, obserwujcie, otwórzcie błagam szeroko oczy na to z kim się wiążecie i nie podejmujcie decyzji pod wpływem pierwszych upojnych chwil! Nie każde złoto co się świeci - mówi stare porzekadło. Ja dodam więcej: Mało kiedy to co się świeci, to złoto. Najczęściej tylko marna imitacja :/

A tym, które znalazły prawdziwe (rzadkie!) kruszywo dam radę: Ceńcie i pilnujcie! Srok nie brakuje! ;)
Ala

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz