Strony

wtorek, 24 czerwca 2014

Rozstanie, czyli: Czy zakochany facet walczy o kobietę?

Jak to jest z mężczyznami? Czy jeśli kobieta chce odejść, a on ją kocha, to walczy o nią do ostatniego tchu? Czy też unosi się honorem i odchodzi?
I czy to, że uniósł się honorem oznacza, że kochał mniej niż ten, który w szale opuszczenia postanowił skoczyć z balkonu?
Jak zmierzyć poziom zakochania? I jak nie pomylić szacunku do kobiecej decyzji z obojętnością?

Mężczyzn, z którymi się rozstajemy (z inicjatywy kobiety!), podzieliłabym na następujące kategorie:

1. Pan "OK, jak chcesz, pa"
Tu mamy dwie opcje:

a) "Nie ma sprawy, w zasadzie dla mnie to też była tylko chwila, bądźmy kumplami"
Tu chyba nie muszę tłumaczyć, że wielka miłość to nie była i że facetowi nawet na rękę jest fakt, że to nie on odchodzi (wyszedłby na nieczułego lub skaczącego z kwiatka na kwiatek), ale zostaje "porzucony". Z radością wejdzie w układ koleżeński, czasem nawet nazywając to "przyjaźnią", ale generalnie: było - minęło.
I chyba dobrze. Mamy jasność, że to na pewno nie było "to", a facet nie jest naszym wrogiem i nie musimy ukrywać się za żywopłotem przechodząc pod jego oknami ;)

b) "Ja swój honor mam!"
To typ, któremu zależy, ale który prędzej umrze, niż się do tego przyzna. Nakarmi Cię frazesami o wiecznej, dozgonnej przyjaźni, o wzajemnej pomocy i wsparciu, o tym że "życzy Ci szczęścia i tylko Twoje szczęście się liczy" po czym...zniknie. I tyle go widziałaś.
I może kocha, może i żyć bez Ciebie nie może, ale... Nie przyzna się do tego, bo mu honor nie pozwala! A honor w miłości zawadza, oj zawadza... I niszczy niejedno ten, kto nie umie powiedzieć, co mu w sercu gra, zanim będzie za późno...
Jeśli miałaś go powyżej uszu - sytuacja jest idealna. Facet wyjdzie, zniknie i nigdy nie będzie Cię ani nękał, ani nachodził, ani straszył, ani szantażował. Idylla!
Gorzej, jeśli nie byłaś przekonana do tego, czy zakończenie związku z nim to właściwy krok. Może nie miałaś pewności, czy on Cię dość kocha, bo tego nie okazywał, nie mówił? Może chciałaś to sprawdzić, mówiąc że to koniec? A po jego zniknięciu utwierdzasz się w przekonaniu, że nigdy mu na Tobie nie zależało. Bo gdzie jest? Choć to niekoniecznie jest prawda...
 
2. Pan "Nie odchodź, błagam!"

Kategoria wszechstronnie udręczająca, choć dla nas niegroźna, a wręcz podnosząca nasze notowania w oczach innych! Bo jak nie biegać za kobieta, dla której ktoś tak stracił głowę? A ta zazdrość koleżanek... ;)
Znacie ten typ: Dzwoni, choć prosisz, żeby nie dzwonił. Pisze sms-y, listy, maile, telegramy. Przekazuje nam tęskne wiadomości przez znajomych i rodzinę. Szlocha w słuchawkę, śpi na wycieraczce, zawodzi z gitarą pod balkonem... Bylebyś do niego wróciła.
W fazie późniejszej, kiedy widzi, że wcześniejsze metody nie skutkują, próbuje ostrzej: skoki z okna, picie i kładzenie się na szosach, torach, zakładanie się z kumplami o wszelkie ryzykowne działania, byleby tylko wieść o nich dotarła do Ciebie. O oczywiście wszystko to z rozpaczy, bo kocha, a Ty go zostawiłaś. Wszędzie to wyraźnie akcentuje!
Do tego używki: zazwyczaj pije, czasem ćpa, albo łyka leki. I te oczy zbitego psa...
Powiem szczerze: to zabawne do tygodnia. Potem masz już stuprocentowe przekonanie, że miałaś rację: Pozbyłaś się ze swego życia towaru z wszech miar niepożądanego. Chwała Bogu, poszedł sobie. No, nie poszedł, wciąż łazi za Tobą, ale serce Ci już nie zmięknie, o nie!
Przyznam, że po miesiącu takiego stękania osobiście zepchnęłabym faceta z dachu, gdyby mi obwieścił, że skacze w imię miłości do mnie! :P 

Na szczęście po jakimś czasie znajdują nową królową i ich uwielbienie zakrawające na obłęd przenosi się na inną. Uff... :)

3. Pan "Jeszcze mnie popamiętasz!"
Typ urażony i pielęgnujący zadry. Dzielimy go na odmiany niegroźne ("Zobaczysz, znajdę sobie inną, z nią się ożenię i będę miał te "nasze" dwie córki, a Ty się zestarzejesz sama!!!") i niestety - groźne.
Ci groźni próbują straszyć, szantażować, wykorzystywać zdjęcia, listy, wiedzę o Tobie, psuć Ci opinię, nachodzić w pracy, niszczyć życie i spokojny sen. Wszystko, byle się zemścić (ciekawa to miłość, nieprawdaż?)!
Pół biedy jeśli tacy ograniczają się do słów (choć nie lekceważyłabym i skrzętnie zachowywała wszystkie tego typu maile, sms-y itp. - mogą się przydać jako dowód w sprawie!) - wtedy grzecznie przypomniałabym o istnieniu takich służb jak Policja. Najczęściej to pomaga.
Jeśli natomiast posuwają się już do konkretnych czynów, czy to zagrażających Twojemu zdrowiu czy opinii - natychmiast zgłosiłabym sprawę na Policję, do Prokuratury, powiedziałabym znajomym, rodzinie, obstawiła się kumplami, żeby gość nie miał do mnie dostępu. I znikłabym mu czym prędzej z pola rażenia! Nie żartuję!
(Nie muszę chyba dodawać, że rozstanie z takim typem to był strzał w dziesiątkę?)

Jest takie powiedzenie: Poznasz faceta nie po tym jak zaczyna, ale po tym jak kończy!
I jest to święta racja. Z niejednego świnia wychodzi. A inny zaskakuje klasą. Szkoda, że nie wiemy tego od razu. Iluż to błędów i niewłaściwych wyborów uniknęłybyśmy...

Udanego zrywania moje Panie ;)
Ala

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz