piątek, 16 maja 2014

Niepełnosprawna. O leczeniu oczu i uszu tu będzie!

Opowiem Wam o pewnej pani. Jest moją ciotką, Krystyna ma na imię.
Nie piszę o niej dlatego, że chcę się rodziną pochwalić. Nie. Piszę dlatego, żeby przestrzec i pokazać, że nie jest tak jak sądzimy: Nie wszystko jest zakryte. Powiem więcej: zło zawsze wypływa na wierzch! I to bardzo szybko. Wystarczy chcieć je zobaczyć...
Ale do rzeczy. Otóż owa Krysia...

Otóż owa Krysia młodą dziewczyną była. Rodzina dobra, ojciec uczciwy i łagodny, złego przykładu mężczyzn nie znała.
Krysia kochliwa nie była. Kręcił się koło niej ten i ów, ale to za niski, to za wąsaty, to za mało mówił, a to za głupio się ubierał. Żaden jej nie pasował.
W końcu poznała Stanisława. Stanisław i niski był i wąsaty, ale za to mówił nieustannie. Poznała go w muzeum nad skorupą dwustuletniej miski. Mól książkowy, wielbiciel kina, kawaler. I tak to się zaczęło.

Krysia była na nie, bo z zasady "na nie" była. Ale on chodził, mówił, prosił, obiecywał. Latał, gmatwał, zdobywał i przed ołtarz w końcu ją zaciągnął. Rodzicom się nie podobał, ale Krysi już tak...
Może tak go jej "nie" kręciło? Bo panien miał wiele i słynął z tego w mieście. Wystarczyło zapytać kogokolwiek... Nawet pytać nie musiała, bo kilka raz go zastała i w pracy i w kawiarni z jakimiś paniami (raz nawet jakąś na kolanach miał i namiętnie całował!)... Twierdził, że to "koleżanki"! Chryste Panie!
Tak więc ślub wzięli, a po ślubie jak już Krysia z niezdobytej twierdzy stała się zaliczoną kreseczką w notesiku - poszedł w tango. Koleżanek miał tyle, że go zastać w domu było nie lada sztuką. I nic tu ciąża małżonki nie pomogła. Co miała pomóc, kiedy inne też już w ciąży były?
Zwiał. Z Halinką. I znów się ożenił.
Kryśka 7 lat płakała...

Ale świat zastoju nie lubi i któregoś dnia ojciec przyprowadził do niej Zygmunta.
Zygmunt przystojny był szalenie (brunet, wysoki, niebieskooki :P), nie mówił wiele, uśmiechał się tylko i chwalił jej gotowanie. Przychodził codziennie przez 7 miesięcy i żenić się chciał. Mógł, co prawda nie kościelnie, bo po rozwodzie był, ale i Krysia już kościelnie zajęta była, więc nie przeszkadzało jej to wcale. (Rodzicom się podobał!)
Nie pytała nikogo, czy Zygiego zna (bo to wstyd!). Tylko raz, o powód rozwodu, jego spytała. On to zbył zdawkowym: różnice na tle łóżkowy. Nie pytała więcej o nic, nie śmiała.
Ślub się odbył ku radości obu rodzin i małego Przemka, syna po Staśku, który ojca nie widywał wcale, błyskawicznie.
Sielanka trwała dokładnie dwa dni. Po nich Zygmunt zaczął pić. Miał dość siedmiomiesięcznej przerwy i udawania porządnego. Teraz wreszcie mógł "być sobą".

I był. Pił, czasem uderzył, sklinał, upokarzał, terroryzował. W niecały rok urodziła się Agatka. Nigdy nie była do końca normalna. Może po tym jak dostała w główkę kiedy jako niemowlę płakała w łóżeczku? A może klimat tego domu sprawił, że żaden do końca normalny neuron się nie ostał?
Dopiero po latach Krystyna zapytała byłych sąsiadów Zygmunta o jego przeszłość. Dowiedziała się, że pierwszą żonę zlał raz i że jej brat go pognał. Że Zygmunt pił, terroryzował matkę, że był taki sam jak jego bracia i ojciec, i dziad... każdy to wiedział nie od dziś. Krystyna dopiero od dziś...
I może by ją wykończył, ale... Mimo że pił, zaradny był. Na mieszkanie odłożył - kawalerkę, ale nie dla córki.
Odszedł, żeby moc spokojnie pić i "korzystać z życia bez zbędnego balastu" (czytaj: rodziny). Zostawił ją po 30 latach z córką, która sobie sama w życiu nie poradzi i z emeryturą, za którą we dwie nie są w stanie godnie żyć...

Historia jest prawdziwa. Niestety.
Ciocia Krysia jest w depresji. Jej dzieci wymagają terapii. (Normalnym po takim piekle być nie można.) Sama. Zniszczona. Kłębek nerwów. Po sześćdziesiątce. Ech...
Czy mi jej żal? Żal. Niepełnosprawnych zawsze mi żal. A ona taka jest.

Winny jest facet, prawda? Tak myślicie? A guzik winny!!!
To ona była ślepa, głucha i chyba nie chciała znać prawdy. Bo gdyby chciała przejrzeć, nie wpakowałaby się dwa razy w taki kanał! Jej wina, że nie dała im kopa na drogę kiedy był na to czas, że pozwoliła im wejść w swoje życie i je zdewastować. I zniszczyć siebie...
A wszystko było widać, wystarczyło patrzeć, zapytać, posłuchać... Jasna cholera!

Kobiety, błagam: Nie bójcie się prawdy! Ona jest lepsza niż najpiękniejsza fikcja. Patrzcie przed(!), testujcie, próbujcie, pytajcie, sprawdzajcie. Nie pakujcie się w coś, co jest choćby z lekka podejrzane! Błagam, otwórzcie oczy!!!
Póki czas... Póki czas...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz